„Nadzieja
po pierwsze dotyczy dobra. Ściśle rzecz biorąc nadzieja może odnosić się tylko
do dobra; tym nadzieja różni się od bojaźni, która rodzi się z zetknięcia ze
złem. Po drugie, nadzieja kieruje się do czegoś przyszłego. Nie ma bowiem
nadziei na to, co już się posiada; tym nadzieja różni się od radości, że radość
wypływa z dobra, którym już można się cieszyć. Po trzecie, potrzeba, aby było
to czymś niełatwym do zdobycia. Nie mówi się bowiem o kimś, że ma nadzieję, gdy
chodzi o coś bardzo małego, czego zdobycie leży bezpośrednio w jego mocy; tym
nadzieja różni się od pragnienia czy pożądania [...]. Po czwarte, jest to
możliwe do osiągnięcia. Nie można bowiem mieć nadziei na coś, czego wcale nie
można osiągnąć; tym nadzieja różni się od rozpaczy”
—
pisze Akwinata, pokazując, że nadzieja jest pragnieniem dobra trudno
dostępnego, takiego, które może urzeczywistnić się dzięki solidarnej pracy
ludzi. Bo też nadzieja nie jest cnota indywidualną. Tomasz podkreśla, że nie
bez przyczyny w modlący się chrześcijanin mówi Ojcze nasz, a nie Ojcze mój. Do
nadziei nagli bowiem braterska miłość, która stawia przed nami alternatywę:
albo człowiek ocali się we wspólnocie braci, albo samotnie zginie. (W liście Jakuba
[5, 16] padają słowa: „Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się
jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie”). Nadzieja jest też źródłem sił do
Pacyna rzecz urzeczywistnienia ideałów. Tomasz pisze, że żarliwa tęsknota za
dobrem, przyszłym i trudnym, ale osiągalnym, uzdalnia człowieka do tego, by to
dobro urzeczywistniać, ale także, by potrafić je przyjąć. W tym kontekście
widzi on zresztą celowość modlitwy — modlitewna prośba jest pobożną tęsknotą,
która czyni w życiu człowieka miejsce na przyjęcie dobra, o które prosi. W
końcu nadzieja jest zapatrzeniem człowieka w światło Wschodu, „skąd wschodzi
niebo”. Modlitwa z twarzą zwróconą na Wschód, która jest częścią tradycji
chrześcijańskiej (choć nie tylko) symbolicznie o tym przypomina. To rodzące się
światło, poprzez żarliwą tęsknotę nadziei, ma zrodzić się w człowieku,
doskonaląc go w pracy nad rozświetlaniem mroków świata.
Z
mojego punktu widzenia nadzieja jest najgłębszym zobowiązaniem wolnomularza. Co
prawda to Wolność, Równość i Braterstwo uważane są za podstawowe wartości
masonerii. Ale mogą być nimi tylko wtedy, gdy wolnomularzy ożywia nadzieja. Wolność,
Równość i Braterstwo są bowiem dobrami trudno osiągalnymi i — przynajmniej jak
dotąd — nigdy nie urzeczywistniły się w pełni. Każdy okres i każda epoka mnożą
swoje własne problemy, które wymagają rozwiązania, by ideały te stały się choć
trochę bliższe życiu. W tym sensie Wolność, Równość i Braterstwo są prawdziwymi
światłami masonerii, naszym Wschodem — patrząc w nie powinniśmy rozpromieniać
się od środka i pracować tak, by do ciemności świata przychodzić ze Wschodu,
czyli ze światłem. Nie możemy też praktykować ich pojedynkę — choćby równy mogę być tylko
wtedy, gdy mam z kim się „mierzyć”. Wolny
mogę być wtedy, gdy jestem samosterowny, a nie wtedy, gdy ktoś „z góry”
dekretuje, jak mam działać i co w moim działaniu jest właściwe, a co nie. Bez
równości i wolności nie zaistnieje braterstwo, tylko relacje nadrzędności i
podrzędności, władzy i podporządkowania wiążące lepszych i gorszych.
Nie
żyjemy w idealnym świecie. Idealny nie jest więc też świat wolnomularski. Ważną
kwestią regulującą jego życie jest wzajemne uznawanie się obediencji i lóż. Powoduje,
że wspólna rytualna praca Sióstr i Braci bywa niemożliwa. Bywa także, że baza
wiedzy o wolnomularstwie prezentowana na różnych stronach internetowych bywa
niekompletna — wtedy brak więzi nie dotyczy już wspólnych prac rytualnych, ale
także kontaktów bardziej prywatnych i rozprzestrzeniania informacji o pracy
wolnomularzy z jakichś powodów uznawanych za „mniej swoich”. Bywa w końcu, że
jako inicjowaniu czujemy się lepsi od tzw. profanów. Wszystko to stawia pod
znakiem zapytania ideał Braterstwa, a wraz z nim także ideały Wolności i
Równości. Sensu zaś nabierają słowa anonimowego autora, że „braterstwo jest najpiękniejszym wynalazkiem
hipokryzji”. Jak sądzę, nie należy przechodzić nad tymi słowami obojętnie.
Czym
jest hipokryzja? To dwulicowość, obłuda, stosowanie odmiennych zasad moralnych
w zależności od koniunktury, a także tworzenie obszarów tabu „o których się
nigdy nie rozmawia publicznie; zazwyczaj są to sprawy, które w świadomości
wielu ludzi są niemoralne, ale są lub były jednocześnie masowo praktykowane”.
Co może łączyć braterstwo z hipokryzją? Choćby to, że kierowanie się
zasadami braterskimi w jakiejś sferze naszego życia może służyć za
rozgrzeszenie dla niegodziwości popełnianej w innych sferach. Braterstwo może
być także wygodną nazwą dla działających klik, które pod pięknymi sztandarami
służą sprawom niegodziwym. Bolesną ilustracją może być działalność loży P-2 i
brata Licio Gelli. Braterstwo może także usprawiedliwiać taki rodzaj
filantropii, który umacnia społeczne nierówności. Pisał o tym brat Oscar Wilde,
jasno pokazując, że filantropia jest ideologią kapitalistów, swoistym listkiem figowym,
skrywającym bezwstyd wykorzystywania robotników. Innymi słowy — braterstwo jako
określenie związków między ludźmi, może być narzędziem wykluczenia. Zamknięte
grupy ludzi połączonych silnymi więziami emocjonalnymi i interesami, mogą być
opresyjne w stosunku do innych grup społecznych. Być może dlatego masoni
podkreślają ogólnoludzki, uniwersalny sens braterstwa i wierzą, że kiedyś
„wszyscy ludzie będą braćmi”. Musimy jednak zwrócić uwagę na paradoksalny
charakter tych słów.
Zastanawiam
się na ile ożywia mnie nadzieja na dobra przyszłe i trudne — Wolność, Równość,
Braterstwo? Na ile taka nadzieja ożywia polskie wolnomularstwo? A może
marniejemy bez nadziei, odwołaniem do ideałów uzasadniając kulawo niepełną
wolność, niepełne braterstwo i niepełną równość?
Jeden
z pierwszych symboli, które spotyka mason, jest kogut. Symbolizuje on czujność.
Wiązano z tym symbolem także odstraszanie zła. I wyczekiwanie na świt. Można rzec,
że jest symbolem nadziei. Czy symbol ten towarzyszy nam przez całe masońskie
życie?