Czwartkowe
prace mojej Sprawiedliwej i Doskonałej Loży Kultura na Wschodzie Warszawy były
dla mnie szczególnie wyjątkowe. Egregor zadbał o to, by powiększając łańcuch
jedności i kolejne ogniwo, sprząc inicjację z deską regularnie goszczącego u
nas brata Zygmunta na temat wolności i konieczności (indeterminizmu i
determinizmu).
Wolnomularskie życie bez regularnego tworzenia,
słuchania i dyskutowania desek byłoby niesłychanie trudne, choć jestem je sobie
w stanie wyobrazić jako coś tymczasowego na wzór samotniczej
pracy intelektualnej. Nie umiem sobie za to wyobrazić masońskiego życia bez
inicjacji. Nie tylko dlatego że w ten sposób wolnomularstwo żyje, niosąc swoje
ideowe pryncypia kolejnym pokoleniom. Ale także dlatego że w moim odczuciu nic
nie zastąpi inicjacji jako sposobu na masoński rachunek sumienia. Stara
chrześcijańska zasada głosi, że lex
orandi, lex credendi. Tym, co w moim odczuciu, określa „credo”
wolnomularskiej duchowości jest właśnie rytuał i to mądrość rytuału jest dla
mnie symboliczną węgielnicą do mierzenia innych wolnomularskich dokumentów. Ryt
Francuski, w którym pracuje Kultura, wyraża dla mnie fundamentalną prawdę, że „Wolnomularstwo nie jest ani deistyczne, ani
ateistyczne, ani nawet pozytywne. Jako organizacji głoszącej i praktykującej
solidarność międzyludzką obce jej są jakiekolwiek dogmaty i creda religijne.
Jedyną jej zasadą jest absolutne poszanowanie wolności sumienia....Po debatach
jakie prowadzimy w tej chwili nie znajdzie się żaden uczciwy i inteligentny
człowiek, który mógłby poważnie stwierdzić, że Francuski Wielki Wschód
Francji chciał usunąć ze swych Lóż wiarę w Boga i nieśmiertelność duszy,
podczas gdy wprost przeciwnie, w imię absolutnej wolności sumienia, uroczyście
oświadcza, że będzie szanował przekonania, doktryny i wierzenia swoich
członków. Chcąc pozostawać w zgodzie z naszą zasadą solidarności
międzyludzkiej, nie mamy zamiaru ani negować, ani popierać jakiegokolwiek
dogmatu”. „Wolnomularstwo niech pozostanie tym, czym ma być, to znaczy
organizacją otwartą na postęp, na wszelkie wyższe idee i poglądy moralne, na
wszelkie szerokie i liberalne aspiracje. Niech nie zniża się nigdy do piekła
dyskusji teologicznych, które doprowadzają jedynie do zamętu i prześladowań.
Niech wystrzega się chęci zostania Kościołem, Konsylium czy Synodem gdyż
wszystkie Kościoły, wszystkie Konsylia, wszystkie Synody wprowadzały gwałt i
prześladowania, a wszystko to z racji oparcia się na dogmacie, który sam z
siebie jest nietolerancyjny i inkwizycyjny. Niech Wolnomularstwo wznosi się
ponad tymi wszystkimi problemami kościołów i sekt i niech panuje nad ich
dyskusjami; niech pozostanie schronieniem otwartym dla wszystkich szlachetnych
i dzielnych umysłów, dla wszystkich sumiennych i bezinteresownych poszukiwaczy
prawdy, dla wszystkich ofiar despotyzmu i nietolerancji”*.
Przypominając sobie te prawdy i nieustannie nosząc w
sercu piękno wolnomularskiego „ekumenizmu”, który polega na tym, że podróżując po
Lożach pracuje się w różnych rytach (z "francuska" nie odróżniam tu rytu od rytuału), czerpie z różniących się od siebie
duchowości i innych perspektyw patrzenia na sam ruch, jak i na cały świat,
zawsze stawiam sobie pytanie o to, jak tu i teraz przebiegają granice między
prawdą a nieprawdą, wiedzą rzetelną i nierzetelną, mądrością a głupotą, zaufaniem
do świeckości sfery publicznej i specyficznej świeckości masońskiej świątyni,
po to, byśmy mogli jednoczyć się ponad wszelką polityką i religią, wierności
temu, co każdy z nas rozpoznaje jako słuszne, a sposobem poszanowania poglądów
nawet skrajnie odmiennych, ale rozpoznawanych jako słuszne przez inną Siostrę,
innego Brata, innych ludzi… W miniony czwartek myślałem o tym wszystkim także w
kontekście deski brata Zygmunta, który nakreślił mapę myśli, krążących między
uznaniem indeterminizmu a determinizmem. Pytałem siebie, co to znaczy, że
inicjowano mnie jako człowieka wolnego wiążąc mnie obietnicą, że będę pracował
nad swoją wolnością? Co perspektywa wolnomularskiej wolności, równości i
braterstwa dopuszcza, a co wyklucza? Jak bardzo pojmowanie tych ideałów wiąże się
z czasem, w którym przyjemy? Przecież Bracia kładąc fundamenty Stanów
Zjednoczony wpisali do Deklaracji Niepodległości takie słowa: „Uważamy
następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie stworzeni są równymi, że
Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw
wchodzi życie, wolność i swoboda ubiegania się o szczęście, że celem
zabezpieczenia tych praw wyłonione zostały wśród ludzi rządy, których
sprawiedliwa władza wywodzi się ze zgody rządzonych, że jeżeli kiedykolwiek
jakakolwiek forma rządu uniemożliwiałaby osiągnięcie tych celów, to naród ma
prawo taki rząd zmienić lub obalić i powołać nowy, którego podwalinami
będą takie zasady i taka organizacja władzy, jakie wydadzą się narodowi
najbardziej sprzyjające dla szczęścia i bezpieczeństwa”. A ile czasu
musiało minąć, aby zapis ten objął niewolników? Jak mówić o wolności i równości
w sytuacji, gdy jakaś Loża podejmuje próbę „formalnego zakazu przynależności do lóż osób o nie-białej karnacji skóry (Sprawa Victora Marshalla)” lub dekretem wyklucza spośród masonów wszystkich homoseksualistów argumentując, że sodomia jest pogwałceniem moralności?
Bywa, że jestem pytany o to, czy współrządzę światem i
czy masoni są ogólnoświatowymi graczami politycznymi. Wypracowałem już sobie
nawet żartobliwą odpowiedź, że najbardziej rządzę światem czekając w deszczu 40
minut na spóźniony tramwaj, którym wracam do wynajmowanego mieszkania. Mówiąc
poważniej, dałbym sobie spokój z pracą w Loży, gdybym miał zajmować się w niej
politykowaniem. Wspólne prace są jednak dla mnie lekcją rozumienia ważnych
spraw, w tym także spraw społecznych. Ich dyskutowanie przy okazji desek wydaje
mi się szczególnie cenne — bo umożliwia spojrzenie na różne problemy z różnych
punktów widzenia, niekiedy polemiczną niezgodę, które zawsze poszerzają
horyzont i lepiej uświadamiają granice własnego poglądu na świat. Rozmowy te
kontynuowane są później w życiu poza Lożą. Bezcenne są dla mnie choćby dyskusje
z jedną z moich Sióstr, dotyczące tego co ezoteryczne i egzoteryczne, modeli
racjonalności, dogmatów poznawczych etc. Czwartkowa inicjacja i deska brata
Zygmunta uświadomiły mi, że wolność rozumiem jako zdolność oddziaływania — na
siebie samego i na innych, ale także oddziaływanie innych (wcale nie tylko
ludzi) na mnie. Rozpoznawanie tego, co warunkuje mnie, nas, kulturę, świat, i
zdolność korygowania tych uwarunkowań to dla mnie praca nad ociosywaniem
swojego kamienia życia. Nie da się jej prowadzić w pojedynkę, bo chyba
niemożliwe jest już posiadanie wiedzy o wszystkim, a i każda perspektywa, z
której się patrzy, pozwala zawsze zobaczyć coś innego.
„Wolnomularstwo
niech pozostanie tym, czym ma być, to znaczy organizacją otwartą na postęp, na
wszelkie wyższe idee i poglądy moralne, na wszelkie szerokie i liberalne
aspiracje”. „… Jako organizacji głoszącej i praktykującej solidarność
międzyludzką obce jej są jakiekolwiek dogmaty i creda religijne. Jedyną jej
zasadą jest absolutne poszanowanie wolności sumienia...”. Czwartkowe prace dały mi głębsze spojrzenie na te
słowa. Są one dla mnie zasadą, by dopuszczać do głosu sprawy, postawy,
problemy, które kulturowo wykluczono. Są szansą na zakwestionowanie stereotypów
raz na zawsze wytyczających granicę między tym, co pożądane a niepożądane. Słowa
te nie są jednak zaleceniem nihilizmu – regułą jest troska o międzyludzką
solidarność, a z tej wynika rozumienie postępu, jako wysiłku, by budować świat
coraz bardziej siostrzano-braterski. Mówiąc inaczej, zakazuje się krzywdzenia drugiego człowieka. Nie tylko
czy nie głównie fizycznego, ale przede wszystkim duchowego czy kulturowego. Bo
przecież w imię swoich potrzeb czy swojej wizji świata odmówić możemy komuś
bycia moralnym, możemy dyskwalifikować sposób w jaki żyje. Nie zauważymy przy
tym, że zamiast wsłuchać się w to, co ktoś ma do powiedzenia, mierzymy ją naszą
miarą, uznaną za miarę absolutną. I tak, swoje przywiązanie do określonego
modelu związku, może spowodować, że odmawiamy innym prawa do związku w innym
kształcie, traktując go jako realizację niemoralnych potrzeb. Może się okazać,
że swoją wiarę wyniesiemy tak wysoko, że stracimy z oczy systemy etyki
uzasadniane w inny sposób. Ale i tak, że wynosząc na piedestał niewiarę, uznamy
wiarę za wyraz niegodnej człowieka naiwności. Możemy odrzucać transplantację ex mortuo jako formę kanibalizmu zafundowaną
światu przez lewactwo (co jest obecne w polskim dyskursie jako jego
osobliwość), ale możemy też być piewcami każdej nowinki, nie zastanawiając się
nad jej etycznymi czy społecznymi konsekwencjami.
Bliskie
są mi takie perspektywy filozoficzne, które postrzegają człowieka w jego
permanentnym stawaniu się poprzez relacje, które tworzy. Cenię takie
perspektywy, które potrafią uchwycić różnicę między tożsamością imigrantki
nielegalnie sprzątającej dom walczącej o równość feministki z klasy średniej od
tożsamości tejże feministki; sytuację biseksualnego mężczyzny, który może być
albo rozpustnikiem, albo raz na zawsze zdecyduje się na monogamiczne życie jako
gej lub heteroseksualista, potrafią odróżnić od sytuacji biseksualnej kobiety,
od dawna uprzedmiotowionej w świecie heteroseksualnych męskich fantazji, a
bezrobotnego 50+ z prowincji od spełnionego szefa korporacji w wielkim mieście.
Tożsamość każdego z nas jest tożsamością podzieloną, warunkowaną w bardzo
rozmaity sposób, wykluczenie lub afirmacja dotyczyć może różnych cząstek
naszego życia. Tak samo my potrafimy być szalenie afirmujący w odniesieniu do
jednych kwestii i zabójczo deprecjonujący w odniesieniu do kwestii innych.
Podróż
wolnomularska wiąże się u początków z symbolem czujności — kogutem. Później,
Ryt Francuski prowadzi wolnomularza po świecie absolutnej wolności sumienia,
która służyć ma praktykowaniu solidarności międzyludzkiej. Dla mnie oznacza to rozpoznawanie
moim wielokrotnych uwarunkowań, które mogę poznawać dzięki temu, że oddani mi
Siostry i Bracia widzą mnie inaczej, każdy na swój sposób. Ale widzą mnie nie w
duchu inkwizycyjnym i nie po to, by nakładać ekskomuniki, choć także po to, by
w móc się spierać, a przez to uczyć wzajemnych granic (a zawsze jednostka staje
się poprzez odróżnienie) i w praktyce doświadczać, czym jest solidarność. A do
tego nie ma tu spowiedzi i rozgrzeszenia. Jest tylko nadzieja, że zawsze można
wstać i pójść dalej.
* Cytaty za Rzeczpospolitą Wolnomularską.
Pojedyncze słowa zamienione w zdania, a te wielokroć powielone utworzyły wspaniały tekst.
OdpowiedzUsuńGratulacje !
Ps.
Marcinie - zostałam fanką Twoich tekstów. ;-)
Dzięki! :*
UsuńMarcinie, dziękuję Ci za ten tekst. Pięknie podsumowałeś istotę masonerii, z którą to próbowałam się zmierzyć. Chciałabym umieć zapamiętać ten Twój tekst w całości. Chętnie będę się Twoją myślą popierać.
OdpowiedzUsuńKochana Misiu! Bardzo Ci dziękuję! I:*
UsuńMarcinie, dziękuję Ci za ten tekst. Pięknie podsumowałeś istotę masonerii, z którą to próbowałam się zmierzyć. Chciałabym umieć zapamiętać ten Twój tekst w całości. Chętnie będę się Twoją myślą popierać.
OdpowiedzUsuń